piątek, 26 października 2012

matka w szoku

Matka: przez pomyłkę odebrali mi dzieci

- Zdecydowałam się opowiedzieć moją historię, by pomóc innym ludziom. Nie chcę, by ktokolwiek był w takiej samej sytuacji jak ja, by przeżywał podobny stres - mówi "Gazecie" pani Joanna. - Przecież ja nie jestem prawnikiem, nie muszę znać wszystkich przepisów. Byłam przekonana, że sprawa długu jest już za mną. W efekcie pomyłki odebrano mi dzieci - mówi pani Joanna. Dodaje, że przez lata prowadziła w Opolu kwiaciarnię, dlatego nie chce podać nazwiska ani pokazać twarzy. - Byłam w areszcie i to, co ludzie zapamiętają, to fakt, że siedziałam, a przecież siedzą tylko niebezpieczni przestępcy - opowiadała "Gazecie".

Zofia Karpińska, która prowadzi rodzinę zastępcza przyjęła dzieci panny Joanny. W rozmowie z TVN24 opowiadała, że dwuletnia Julka została przywieziona w samej piżamie. Dziewczynka płakała do 2 w nocy, w końcu zasnęła ze zmęczenia. Dzieci przebywały w rodzinie zastępczej do godz. 15.

Rzeczniczka opolskiego sądu Ewa Kosowska-Korniak postępowaniem policji jest więcej niż zdziwiona. - Rzeczywiście, sąd wydał nakaz aresztowania opolanki. Jednak matka samotnie wychowująca dzieci to nie gangster, nie ukrywała się, nie stanowiła zagrożenia, więc nie widzę powodu, dla którego policjanci przyjechali po nią w nocy - komentuje dla "Gazety".

Policja: zrobiliśmy to, co nakazał im sąd

Podinsp. Maciej Milewski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu, twierdzi, że funkcjonariusze działali zgodnie z prawem. - Sąd przekazuje nam dane osoby, którą mamy zatrzymać, a nie informuje nas o jej sytuacji społecznej. My nie mieliśmy informacji o tym, że ta kobieta samotnie wychowuje dzieci. Policjanci zrobili więc to, co nakazał im sąd. Następnego dnia, bo w chwili zatrzymania nie było takiej możliwości, zapytaliśmy sędziego, czy nie można odroczyć terminu kary, ten jednak nie miał wątpliwości, że postąpiliśmy prawidłowo - mówi rzecznik.

Dodaje, że policjanci w sytuacji, jaką zastali, zachowali się jak należy. - Na miejscu nie było najbliższej rodziny, nie było szansy, że pojawi się w najbliższym czasie. Przewiezienie dzieci do specjalistycznej placówki w tej sytuacji było jedynym dobrym rozwiązaniem - przekonuje rzecznik.

A dlaczego policjanci do drzwi kobiety zapukali dopiero o godz. 22? - pytamy. - Do zatrzymań dochodzi w porach, które sprzyjają zastaniu poszukiwanej osoby - odpowiada podinsp. Milewski.

Karę za kobietę wpłacili sąsiedzi. W środę rano wyszła z aresztu.

Premier Donald Tusk w czasie konferencji prasowej zapowiedział kontrole w opolskim sądzie jak i policji, kontrole przeprowadza ministerstwo sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Premier Tusk oczekuje wyjaśnień w ciągu kilku godzin.

Komendant główny policji wysłał do Opola policjantów z biura kontroli.

Rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu sędzia Waldemar Krawczyk powiedział że, kiedy kobieta nie zapłaciła wyznaczonej grzywny (egzekucja komornicza okazała się bezskuteczna) została ustalona data rozprawy sądowej, na której grzywna miała być zamieniona na karę więzienia. - Kobieta została skutecznie powiadomiona, podpisała wezwanie do sądu. Ale nie stawiła się na rozprawie, więc bez jej udziału zamieniono tę karę i wysłano jej do wiadomości decyzję. Wysyłano ją kilka razy, a kiedy nie stawiała się w wyznaczonym miejscu i terminie, sąd wydał nakaz zatrzymania - mówił w TVN24.

Pani Joanna jednak nie przypomina sobie, by podpisywała jakiekolwiek pismo z sądu.

Rzecznik opolskiej policji Maciej Milewski ponownie zaś wyjaśnił w TVN24, że policjanci nie mogli zachować się inaczej.

- Przybyli na miejsce o godz. 21. Nie zastali tej pani w domu. Sąsiedzi powiedzieli, że wyszła na chwilę. Kiedy przyszła do domu okazali jej dokument o nakazie zatrzymania. Wówczas powiedziała, że są małe dzieci w domu. Policjanci czekali do godz. 23, aby mogła poszukać kogoś, kto ich przypilnuje. Nie mogli jej zostawić, nie mogli przyjść drugiego dnia, bo nie mają takiego prawa. Nie zachodziło zagrożenie życia czy zdrowia u dzieci - tłumaczył.



ZOBACZ TAKŻE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz